poniedziałek, 25 lutego 2019

"Dwór Skrzydeł i Zguby" Sarah J. Maas


                „Dwór Skrzydeł i Zguby” to trzecia część powieści Sarah J. Maas, opowiadająca o przygodzie Feyry Archeron.  Feyra podstępem wraca na Dwór Wiosny, udając, że jej uczucie do Tamlina nie przeminęło, a jej więź z Księciem Dworu Nocy została na zawsze rozerwana. Jej prawdziwe zamiary szybko wychodzą jednak na jaw, nie trzeba więc długo czekać na ponowne pojawienie się Rhysanda przy boku głównej bohaterki. Zbliża się wojna, poszczególne Dwory nie są skore współpracować ze sobą,  można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie wierzą do końca w szczerość intencji Feyry i Rhysanda.  W tym wszystkim, miłość głównych bohaterów rozwija się, chociaż to nie jedyne wątki romantyczne w tej książce. Czy miłością i zaufaniem uda im się przekonać innych do wspólnej sprawy? Czy wygrają wojnę? Poradzą sobie z ogromną mocą Kotła i przechytrzą Króla Hybernii? O pomoc  jakich istot będą musieli prosić, by przechylić szalę zwycięstwa na wojnie na swoją stronę? To wszystko znalazło się na 843 stronach trzeciej części Dworów. 

„Nie ukłonię się przed nikim i niczym poza moją koroną.”
 „Dwór Skrzydeł i Zguby”, jako nowatorsko przedstawiona opowieść o Pięknej i Bestii, swoją historią przyciąga do siebie wiele osób. Rhysand, który w tej części zostaje ukazany jako mężczyzna idealny, odważny, przystojny, o dobrym sercu i szczerej miłości do Feyry, pewnie nie tylko mnie przyciągnął do przeczytania całej serii. Tym bardziej po wydarzeniach w „Dworze Mgieł i Furii”, przeczytanie dalszej części było musem! Jednak szczerze, nie do końca zostałam zaspokojona tą książką. Spodziewałam się wielkiego finału, czegoś o wiele bardziej emocjonującego, takie tomiszcze do przeczytania, więc myślałam, że będzie jakieś BUM na koniec, jednak nic takiego nie było. Czuje niedosyt jeśli o to chodzi. Po rozwiązaniu akcji wszystko szybko się potoczyło, jednak nic dobrze nie zostało wyjaśnione. Jakby autorka sama nie wiedziała jak to skończyć, jakby spieszyła się z tym? To dla mnie duży minus, pomimo tego, że cała historia ogólnie mi się podobała.
Kolejną sprawą, którą chciałabym tutaj poruszyć, jest postać samej Feyry. Nie wiem dlaczego, ale w jakiś sposób denerwuje mnie sama jej osoba. Miłość ponad wszystko, wszystkich chce uratować, za każdego się poświęcić, ale jednocześnie nikogo nie słucha, robi co chce, jest udręczona bo bierze całą winę za wszystko co złe na siebie, czasami mam wrażenie, że zachowuje się jak rozwydrzona nastolatka, która sama nie wie czego chce, ale to tylko moja opinia.
Tym, co ogólnie bardzo mi się podoba w całej serii Maas, to przedstawienie pojęcia przyjaźni. Są prawdziwe, oddane, mocne, jakiekolwiek nieporozumienia są wyjaśniane. To jest rzecz, która nadaje życiu sens i w bardzo dobry sposób jest to oddane w tych książkach.
W „Dworze Skrzydeł i Zguby” można lepiej poznać pozostałe siostry Archeron – Nestę i Elainę. Choć od samego początku serii temat Nesty denerwował mnie, to dopiero pod koniec trzeciego tomu, można ujrzeć, że ta kobieta jednak ma serce i jakiekolwiek uczucia. To miła niespodzianka, tym bardziej, że bardzo podoba mi się, jak rozwija się jej uczucie do Kasjana.
Kolejna sprawa, nie wiem dlaczego, ale nie podoba mi się brzmienie polskich tłumaczeń imion bohaterów. Gdzie Rhysand w oryginale, to Rhysand w polskiej wersji, tak samo Azriel to Azriel, lecz Kasjan? Amrena? Oryginalne brzmienie tych imion bardziej tutaj pasuje, przynajmniej według mnie. O wiele lepiej czytało by mi się, gdyby to był Cassian czy Amren.
Ogólnie rzecz biorąc, cała seria jest piękną i ciekawą historią, która trzyma w napięciu. Tak jak w poprzednich częściach, tak w tej, były momenty, gdy łezka popłynęła (a nawet nie jedna!),  autorka doskonale umie złapać czytelnika za serce i wywołać często bardzo gwałtowne odczucia. Ma swój charakterystyczny sposób pisania, jednak potrafi przy sobie zatrzymać czytelnika. Jedyną rzeczą, nad którą się zastanawiam, to czy kolejna część jest potrzebna? Ta historia kończy się szczęśliwie, wszystko układa się dobrze, zło zostało pokonane, a miłość będzie wieczna. Nie jestem przekonana, czy wydanie kolejnej części nie będzie już za bardzo naciągane.
Podsumowując, ta książka jak i cała seria, pomimo pewnych niedociągnięć, jest godna polecenia, być może kiedyś wrócę do tej historii, bo to naprawdę piękna opowieść o miłości. Jest pełna humoru i zaskakujących akcji. Pomimo tego niesatysfakcjonującego zakończenia, pozostawia po sobie pewnego rodzaju kaca, którego ciężko się pozbyć.

"Królestwo Kanciarzy" Leigh Bardugo



                „Królestwo Kanciarzy” to druga i ostatnia część „Szóstki Wron” autorstwa Leigh Bardugo. Po udanym skoku na Lodowy Dwór, Kaz Brekker i jego ekipa próbują odebrać nagrodę, która im się należy.  Niestety nie jest to łatwe zadanie. Wszystko zaczyna się sypać już od samego początku książki. Okazuje się, że nie tylko zamożny kupiec staje przeciwko nim, ale także delegacje z innych krajów. Nawet pozostali członkowie Szumowin nie stoją już po tej samej stronie barykady. W najmniej odpowiednim momencie, na scenie pojawia się także nieoczekiwany gość – ojciec jednego z bohaterów.  Mamy jednak okazję poznać bliżej każdego z szóstki podbijających miasto nastolatków. Dzięki retrospekcjom, mamy możliwość zrozumienia, jak Kaz, Inej, Jesper, Wylan, Nina i Matthias znaleźli się w tym miejscu. Widzimy także, jak dojrzewają związki między nimi, jak utrwala się przyjaźń. Każdy z nich musi pokonać swoje największe słabości, by wyjść żywym z całej sytuacji. Czy im się to uda?

„Kiedy nie masz szans na wygraną, zmień zasady gry.”
                „Królestwo Kanciarzy” tak samo jak „Szóstka Wron” to książka, w której nie jestem w stanie przewidzieć kolejnego posunięcia. Po pewnym czasie przyzwyczajam się do uczucia, że być może to konkretne działanie, które na pierwszy rzut oka jest porażką bohaterów,  okaże się zaplanowaną sytuacją.  Do samego końca akcji nie wiedziałam, czy to na pewno tak miało iść? Na szczęście wszystko jest później doskonale wytłumaczone.
                Bohaterowie, choć może nie od początku, zasługują na sympatię. W pewnym momencie po prostu zorientowałam się, że są cudowni, takich przyjaciół chciałby mieć każdy, pomimo tego, że autorka przedstawiła tu ich jako krnąbrnych, buntowniczych i bezczelnych nastolatków. Według mnie, pokazują ogromną mądrość, pomimo młodego wieku. Zdają sobie sprawę ze swoich wad i są w stanie wykorzystać je w dobry sposób.  Nie są idealni, ale idealna osoba nie istnieje.  Potrafią zadbać o siebie, choć są tak młodzi i wszyscy rzucają im kłody pod nogi. A przede wszystkim szanują się i próbują osiągnąć to, co im się należy.
                Cały świat przedstawiony w książce wciąż jest dla mnie nieco zagmatwany. Mam nadzieję, że po lekturze Trylogii Grisza, która rozgrywa się w tych samych krajach, lecz lata wcześniej,  rozwiążą się niektóre sprawy. Seria zawiera dużo nowych pojęć, a przez ich ilość, czasami trudno połapać się o co chodzi.
                Leight Bardugo porusza problemy, które są na porządku dziennym w naszym świecie. Wykorzystywanie ludzi, pomimo oficjalnego braku niewolnictwa, ubóstwo, coraz szybsze dojrzewanie nastolatków, które nie są gotowe na dorosłe życie, oraz posiadanie pieniędzy, które pozwalają człowiekowi myśleć, że może pomiatać innymi, to sytuacje, z którymi coraz częściej spotykamy się w swoich własnych życiach.
                Sprawą, która nie podoba mi się w tej książce, jest kwestia przetłumaczenia nazwy „Zmrocz”. Skoro wydawnictwo nie przetłumaczyło innych imion, to czemu akurat „Darkling” tak? Dla mnie to ogromny błąd, chociaż jeszcze nie poznałam historii samego Darklinga.
                Cała książka, pomimo dobrego zakończenia, niesamowicie chwyta za serce i pozostawia po sobie ogromny smutek. Po przeczytaniu, mam ogromnego kaca książkowego. Jakbym miała wrażenie, że już nic nie przebije tego smutku, że takie przykre rzeczy dzieją się tak młodym ludziom.  Zdecydowanie polecam tą książkę, w której chyba każdy znajdzie coś dla siebie – od szybkich, niebezpiecznych akcji do wątków romantycznych.